Na początku był chaos, czyli bałagan nie do ogarnięcia, aż wstyd przyznać ale gromadziłam tu rzeczy przez kilka lat. To całkiem spore pomieszczenie, bo 5x2 m, stało się śmietnikiem na przydasię, przy tym zaniedbane, nieremontowane, bo przecież nikt tu nie zagląda... W takim stanie trwało do momentu wymiany dachu i decyzji o wstawieniu okna.
Całe to przedsięwzięcie zapoczątkował mój książę, który również dostrzegł potencjał tego miejsca. Wyrównał ściany i położył regipsy. Ja, mając już czyste i jasne pomieszczenie, wiedziałam.
Resztę zrobiłam sama. Tynk dekoracyjny, tapeta, półki, stelaż i malowanie podłogi. Spędzając tu każdą wolną chwilę, zajęło mi to zaledwie tydzień. Wisienką na torcie było układanie ubrań, delikatne i naturalne tkaniny to taki mój fetysz, uwielbiam jedwabie, bawełnę i len...mogłabym tu siedzieć bez końca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz