Chęć zmian w kuchni, zaczęła się właśnie, po zakupie tego oto krzesła barowego. Jak zawsze, w moim przypadku, jedna mała rzecz decyduje o charakterze całości. Kupiłam je stosunkowo dawno, czekało na wiosnę i możliwość schnięcia po malowaniu w słońcu. Skraca to czas renowacji, do minimum.
A czasu było wyjątkowo dużo, na rozważania zawiązane z kolorem i co za tym idzie - zmianami w kuchni. Oczywiście pod wpływem impulsu, jakim był kolor, który sobie wymieszałam i pomalowałam nakrętki na słoikach, decyzja uległa zmianie (miało zostać brązowe). Pracy przy nim, nie było zbyt wiele. Z wielką niechęcią sięgam po papier ścierny, najzwyczajniej nie przepadamy za sobą, dlatego długo dojrzewam do renowacji jakiegokolwiek mebla. Tu, wystarczyło zmatowić wytarty już lakier, pomalować i znów przetrzeć dla uzyskania mocno zniszczonej powierzchni.
Ponieważ sobota długa, bo słoneczna, a z pracą w ogrodzie uwinęłam się szybko, wymyśliłam sobie poduchę na siedzisko. Od dawna zastanawiałam się, na co wykorzystać ten piękny, gruby materiał i tu proszę, musiał swoje odczekać, żeby się stać ozdobnikiem krzesła. 10 minut i gotowe :)
Niestety na mebel, przy którym stanie mój nowy stary hoker, czekam już prawie miesiąc. Ponoć będzie we wtorek, trzymam kciuki.
Ty to masz hopla kobieto! Prawdziwa z Ciebie kobieta z pasją :) Pozdr.
OdpowiedzUsuńFioła też mam :)
OdpowiedzUsuń