czwartek, 29 stycznia 2015

Od kwietnika do świecznika

W końcu wracam, po urlopie i intensywnym tygodniu, spędzonym z dwójką dzieciaków. Tydzień temu bawiła u nas, moja pięcioletnia siostrzenica Zuzia, a w tym wysłałam na wymianę moją Marysię. Już zapomniałam jak to jest, mieć w domu ciągły harmider i niemałe zamieszanie. Teraz siedzimy jak te kwoki, same ( ja i mój Joreczek-Luna), mąż w pracy, a wieczory długie.


Nie ma tego złego... jakiś czas temu, kupiłam kwietnik, za złotówkę(!). Mocno zniszczony, na szczęście nie miało to żadnego wpływu, na jego teraźniejszy wygląd. Poirytowana nudą, zniosłam z drewutni wszystkie potrzebne przybory i w trzy dni wyrzeźbiłam trzy świeczniki.





- Co widzisz ? Spytałam mojego męża, z pożałowaniem patrzącego, na jeszcze nierozebrany kwietnik. Myślałam, że go zaskoczę mówiąc, że to świecznik. Niestety, jak zawsze zabawny, odparł:
- Znając ciebie, to zapewne konstruujesz jakiś pojazd, śmigło już przecież masz... Do dziś nie może mi wybaczyć tego, że zawisło w salonie :)


Tak więc, po zdemontowaniu kwietnika odcięłam z górnej części odstający kawałek drewna. W bardzo prosty sposób, powstały trzy świeczniki, najwyższy ma 70 cm, najniższy 40. Po dokładnym oczyszczeniu z zabrudzeń i tłuszczu, pomalowałam: pierwszy raz na szaro, drugi na biało. Najwięcej zabawy było z "tarciem", ponieważ farba za nic nie chciała odkleić się od drewnianej powierzchni. Na koniec wbiłam metalowy pręt, stanowiący stelaż dla świecy. I gotowe, trzy świeczniki za złotówkę :)


Dla podstawy z kwietnika, też znalazłam nową rolę, teraz udaje, że jest stojakiem na donicę.





sobota, 10 stycznia 2015

Słów kilka o chałupie

 Ponieważ właśnie mija pierwszy rok mojego remontowego pamiętnika i pojawiło się trochę maili z pytaniami, postanowiłam na nie odpowiadać, bo w większości dotyczą mojej pasji. Niewiele pojawiło się w blogu informacji na temat domu, przyznaję, że zeszło to na dalszy plan, bo po prostu jest brzydki i nieodnowiony. Ale skoro pytacie, to pokrótce go opiszę.


Jeżeli wierzyć temu kawałkowi starej gazety, to nasz nowy stary dom ma już ponad 100 lat. W trakcie wycieczki objazdowej po strychu, natknęłam się na belkę stropową oklejoną starą bolesławiecką gazetą.
Mniemam, że w okolicach tej daty powstał właśnie nasz budynek.

Wybudowany na planie prostokąta, niepodpiwniczony z dwuspadzistym dachem. Dzisiejsze realia mówią - mały, dla nas wystarczający. Z jednym ale, jest kompletnie niefunkcjonalny! Całe mnóstwo zakamarków, ścian działowych i niewykorzystanej przestrzeni. Część w której mieszkamy jest częścią najmłodszą, co nie znaczy nową, budowana z tego co było pod ręką, w dużej mierze z cegły dziurawki. Druga część, jeszcze nietknięta, w podstawie piaskowiec, a wyżej... chyba na razie nie chcę wiedzieć. Dużo pracy przed nami....

To co już mamy to :
 - 40 mkw kuchni, która w przed dzień remontu była ... stajnią, co prawda niewykorzystaną, ale jej wygląd na to wskazywał.


 - 40 mkw salonu nad kuchnią, ten wymagał całkowitej wymiany zadaszenia. Ze względu na życiowy brak przestrzeni, zrezygnowaliśmy z poddasza, tak, że do "sufitu" w najwyższym punkcie jest 5 m.


- 35 mkw pokoju Marysi, składa się on z dwóch wagonów po 2,20 cm szerokości. Tu również architekta poniosła fantazja, owej ściany nie można zdemontować bo jest nośna.
A w zanadrzu, remont korytarza i w końcu PRL-owskiej łazienki, ach i taras(!), to priorytety na rok 2015.


To w dużym skrócie, na koniec urywek maila, który jest dla mnie bardzo budujący i prawie nauczyłam się go na pamięć:)

(...) bo od kilku lat, zauważam trend, który zmierza w zdecydowanie złym kierunku,

mianowicie do naśladownictwa, a przecież nie w tym rzecz! Cieszy mnie, że

odbiegasz od reszty i przecierasz nowe szlaki. Styl jaki prezentujesz jest naprawdę

ciekawym połączeniem i nie ukrywam, że czerpię z niego inspirację w pracy, na co

dzień jestem projektantem i aranżuję wnętrza. Przy czym, jestem uzależniona od

stron czy blogów wnętrzarskich, które jak pewnie zauważyłaś, są odwzorowaniem

kolejnych, różnią się jedynie kolorem poduszek, nie wnosząc nic nowego (...)
                                                                                                                         Magda B.

Dziękuję Magda !

wtorek, 6 stycznia 2015

Faworki

- Mamusiu, kiedy zrobimy faworki? Babcia robi takie pyszne.
- Babcia robi wszystko pyszne, bo ma doświadczenie, a mama ma dwie lewe ręce, ale...ma też książkę z przepisami.
- Dobrze myszko, weź kartkę i zrób listę potrzebnych składników. Lubię ją angażować we wszystko od początku, zrobiła listę a ja zakupy.

Po krótkiej analizie przepisu, okazało się, że nie taki diabeł straszny.
Faworki
3 szklanki mąki
6 żółtek
12 łyżek śmietany
2 łyżki spirytusu
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Wszystko razem mieszamy, wałkujemy, wycinamy i smażymy na głębokim oleju. I tyle, proste ? Bardzo, to mój pierwszy raz  i nie dosyć, że wyszły, to jeszcze są pyszne. Podałabym je z lodami albo bitą śmietaną, niestety, dzisiaj sklepy pozamykane więc trzeba się zadowolić tym, co mamy :)

Polecam zabawę na długie, nudne wieczory. Zabawę, bo wycinanie faworków foremką kwiatem i przyglądanie się jak rosną w oleju, okazało się wielką frajdą. Wyobrażam sobie faworki, w formie nadmuchanych zwierzątek czy literek :)






niedziela, 4 stycznia 2015

Chwila dla siebie

Nie, nie...to wcale nie jest zapiekanka z ziemniaków, mimo iż, tak właśnie wygląda. Ale nie ze względu na wygląd, a na niesamowity smak, postanowiłam podzielić się moim przepisem. Ponieważ Święta mamy już za sobą i szafki uginają się od półproduktów, postanowiłam wrzucić wszystko do jednego gara. Okazja ku temu była, bo moje dzieci pojechały do kina i zostałam sama. Dobrze, że mąż wziął na siebie ten obowiązek, bo po tym, jak zasnęłam na "Dzwoneczku" i ponoć chrapałam, Marysia zdecydowała, że to tata będzie "kinowym". A ja (?), no cóż, mam chwilę dla siebie.
Podstawa z ciasta kruchego, pół porcji:
1 i 0,5 szklanki mąki
0,5 szklanki cukru pudru
1 łyżeczka proszku do pieczenia
0,5 kostki margaryny
2 żółtka
1 cukier waniliowy
Mieszam wszystko razem, wychodzi zawsze. Podpiekam 10 min. w temp. 180 st. C. 
Na wierzchu:
5 jabłek i 5 gruszek, rodzynki, migdały, orzechy, 1 łyżka mąki ziemniaczanej, 1 cukier waniliowy, 0,5 szklanki cukru pudru, 1 łyżeczka imbiru i ciut tartej skórki cytryny. Na końcu dodałam 2 białka, wymieszałam i do piekarnika na 45 min. Pycha !


Tak przy okazji, bo na pyszną kawę nigdy nie jest za późno. Takie moje szybkopresso.
Na duży kubek:
1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej
1 łyżeczka kawy INKI
1 łyżeczka cukru brązowego
Zalewam do połowy gorącą wodą, resztę uzupełniam spienionym mlekiem i wisienka na torcie, szczypta cynamonu. Palce lizać.






sobota, 3 stycznia 2015

Czy to już zbieractwo ?

 Po tak długim okresie nieróbstwa, przyszła pora na zaległości. Wyszłam z robotą z pokoju Marysi, więc, może by coś w kuchni...? Tak, następna będzie kuchnia, mimo iż obiecałam sobie, że po nowym roku ruszam z korytarzem, w części starej domu, o której myśląc dostaję gęsiej skórki - tyle tam jest do zrobienia. Ale, to przecież moja pasja. Jedyne co mnie teraz blokuje to zimno. W mojej drewutni stoją donice z kwiatami i nie mam miejsca, na moje robótki ręczne.
 A dzisiaj, udało się w końcu powiesić moje nowe cacuszko :) Dalej w salonie brnę, w kierunku stylu industrialnego, ale to wszystko dzieje się samo. Niejednokrotnie zdarzało mi się, w trakcie przeglądania stron na allegro trafić na coś, przez co nie mogłam spać w nocy. Podobnie było z tym śmigłem. Zakup był przemyślany, bo tanie nie było, ale jak cieszy. Mina męża - bezcenna :) Komentarz Marysi przy rozpakowywaniu ogromnej paczki -  Maaamusia...!?!, męża - (...) trzeba było od razu kupić cały okręt podwodny, (...) gdzie ja mieszkam. No właśnie kochany, mieszkasz w mojej bajce. 

 Na ścianie się zgubiło, ale małe nie jest, jego średnica to ok. 130 cm, łopatki mają po 25 cm szerokości. Zardzewiałe i nadgryzione zębem czasu, przez co takie nieprzeciętne. Kolor chyba oryginalny (?), jak na zamówienie, do koloru poduszek i ram na zdjęcia. Obrzydliwie piękne :)