Zachwycona moim nowym rupieciem, jakim jest krzesło barowe, zapragnęłam kolejnego dlań grata, bo jak już wcześniej pewnie każdy zauważył, jestem mistrzem zagracania. No ale jak tu zrezygnować z wyspy, skoro krzesło takie piękne :) i miejsca po środku kuchni tyle, że można się w ganianego bawić...
Pierwszy pomysł, to renowacja starej komody, która czeka na swoją kolej na strychu. Niestety, mimo tego że "pokazowa" to niefunkcjonalna. Głównie zależało mi na upchnięciu garów, które z braku miejsca cisną się w szafkach niczym ogórki w słoiku, a ona wąska i niewysoka. Dlatego "zacisnęłam pasa" i zdecydowałam się na zakup wyspy kuchennej. Sama, jak zawsze sobie wymierzyłam i rozrysowałam, nie lubię, kiedy ktoś psuje mój ład i porządek, a tak już zazwyczaj jest, że sprzedawca ma swój pomysł na twój pomysł. Więc z gotowym już szkicem poszłam do ulubionego sklepu meblowego. A po pięciu tygodniach - jest, moja własna, prywatna wyspa :)
Patrząc na moją coraz piękniejszą kuchnię, mam kolejną wizję ... może wcisnęłabym tu regalik na nasze wina (?)...na razie myśl kiełkuje :)
Super , że nie biała. Niedobrze się robi od nadmiaru białych kuchni, wszyscy się kopiują. Twoja extra :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ;)
OdpowiedzUsuń