niedziela, 10 maja 2015

Koimy nerwy :)

   Pozdrawiam wszystkie mamy przygotowujące "się" do Pierwszej Komunii Świętej swojej pociechy. Łączę się w euforii i ostatkiem sił, które są na wyczerpaniu. Wymyśliłam sobie, że przyjęcie dla tak małej liczby osób (sztuk 20) zrobię w domu, by zminimalizować koszty i nieco się przeceniłam. Trudno, lokale już dawno zarezerwowane, więc pozostaje mi uzbroić się w cierpliwość i wspaniałą teściową, która świetnie gotuje. Jeszcze dwa tygodnie...
 Czas - magiczne słowo, które ostatnio niezwykle zyskało na wartości. Jeszcze niedawno żyłam ze świadomością, że dziecko im starsze tym mniej wymaga uwagi i poświęcenia. A może to z mojej winy, bo Szkoła Muzyczna i nauka gry w wolnym czasie pochłania nas bez reszty. Po dwóch latach, z wielkim żalem musiałyśmy zrezygnować z zajęć w Zespole Pieśni i Tańca, bo godziny zajęć pokrywały się.  Do tego szkoła, w której na szczęście radzi sobie świetnie i próby przed Komunią. Mam nadzieję, że kiedyś moje poświęcenie i upór zaowocują...bo niby kto ma kierować życiem małego dziecka, jak nie mama :)
 A ja (?), udało mi się przetrzeć, zagruntować i dwa razy pomalować nowy stary mebel. To i tak sukces, bo robię to w nocy :) nie tracąc chęci. Ogarnęłam też ogródek, który koi moje mocno nadwyrężone pokłady cierpliwości. Najbliższy tydzień poświęcę na przygotowanie ozdób, m.in. muszę uszyć 20 pokrowców na krzesła i chyba dam się namówić na pompony z tiulu. Koncepcja jest, pozostaje jej wykonanie.
 Dzisiaj przedstawiam mój ogródeczek, który maleńkimi kroczkami budzi się do życia.

















 








2 komentarze:

  1. Cały ogród wygląda przeuroczo, po prostu cudo. Muszę pokazać mężowi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Aniu, przyznaję, że straciłam głowę dla mojego ogródeczka :) To już nasza trzecia wspólna wiosna :)

    OdpowiedzUsuń