Będąc jeszcze pod wrażeniem, jakie wywarły na mnie odnowione babcine krzesła, zupełnie spontanicznie pojawił się pomysł na poduchy, które by nieco ogrzały "siedzenie" i zarazem dodały temu miejscu odrobinę dziecinnego charakteru. Patrząc na pokój Marysi, stwierdzam, że jest w stylu babci piernik, a nie różowej dziesięciolatki. Myślałam, że ów etap zamknęłyśmy jakieś pięć lat temu, a tu coraz częściej słyszę o tęsknocie za różykiem. Więc żywię obawy, że róż niebawem zagości lub co gorsza, znów zdominuje Marysiny świat. No cóż, Marysia rządzi :)
Pierwsza robiła się aż cały tydzień, bo zwyczajnie nie miałam do niej cierpliwości. Druga natomiast powstała w 45 minut - sobota zobowiązuje....
Piękne poduchy i całe wnętrze. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńO jejku, jakie piękne poduchy a ten pokoik, chciałabym być z powrotem małą dziewczynką :D Podziwiam i nieśmiało zapraszam na mojego bloga gdzie właśnie ruszył pierwszy organizowany przeze mnie konkurs.
OdpowiedzUsuńŚwietnie wyszły, fajnie że pokazałaś jak powstały, pozdrawiam Alicja
OdpowiedzUsuńSuper wnętrze, bardzo pomysłowe :)
OdpowiedzUsuńPiękne poduchy, nie wpadłabym na taki pomysł!
OdpowiedzUsuń