środa, 8 stycznia 2014

DACH

 No i co to takiego, ten dach...dachówki i kilka desek - myślałam. I grubo się myliłam. Do nowego słownika mojej wiedzy budowlanej wpadło kilka nowych pojęć; łata, murłata, jętka, krokiew, miecz, wiązary, choć dla mnie to i tak będą tylko drewniane belki. A, i jeszcze gąsior, kto wymyśla takie nazwy ....?!



 Firma budowlana która podjęła się nie lada wyzwania, uwinęła się bardzo szybko. Obeszło się bez zbędnych zgrzytów, ale....




...nie obeszło się bez dodatkowych kosztów, ściana podtrzymująca konstrukcję dachu była z cegły dziurawki więc trzeba było wymurować nową z pustaków.



 Pierwsze starcie z mężem: Nie będzie poddasza! Zrodziło się w mojej głowie zupełnie spontanicznie I choć belki były surowe ; zielone i chropowate, mój brak przestrzeni życiowej krzyczał - Bierz ile można !
Wymarzony salon znalazł swoje miejsce.




  Ograniczając koszty do minimum, ocieplenie dachu i regipsy kładliśmy sami. Jak sobie przypomnę konsekwencje nieodpowiedniego ubioru przy zakładaniu wełny mineralnej to cierpnie mi skóra. Zainteresowani wiedzą. Igiełki właziły dosłownie wszędzie, do skarpet,do rękawic... Poirytowana byłam do tego stopnia, że na szyję zakładałam szalik a nogawki obwiązywałam gumą. Na szczęście był to kilkudniowy proces, jeszcze regipsy i salon nabierze...wyglądu.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz